Czy decyzja o oddaniu rodzica do domu opieki oznacza brak wdzięczności i miłości? Czy przeciwnie – jest wyrazem troski i odpowiedzialności?

Wielu dorosłych ludzi zmaga się z cichym, a czasem bardzo bolesnym poczuciem winy: „Muszę zajmować się moimi rodzicami, bo inaczej będę złym synem / złą córką”. Takie przekonanie potrafi sparaliżować, zatrzymać w życiu, a nawet sprawić, że własne marzenia zostają odłożone na półkę. A przecież prawda jest inna. Opieka nad rodzicami na starość nie jest absolutnym obowiązkiem. Może być pięknym gestem miłości, ale tylko wtedy, gdy wynika z wolności i możliwości, a nie z przymusu.
Ból odciętej pępowiny
Moment opuszczenia domu rodzinnego i budowania własnej drogi zawsze wiąże się z emocjami – zarówno po stronie dzieci, jak i rodziców. Wiele osób nosi w sobie poczucie winy, że zawiodło rodziców, bo wybrało inną ścieżkę, niż ta, którą oni zaplanowali. To poczucie winy bywa tak silne, że dorosłe dzieci zaczynają rezygnować z własnych pragnień tylko po to, by nie sprawić bólu tym, którzy je wychowali. Tymczasem dojrzała miłość rodziców do dzieci polega na dawaniu wolności. Nie po to rodzice wkładają w dzieci serce i siły, by potem zatrzymywać je dla siebie. Dobro, które otrzymaliśmy, mamy nieść dalej – w swoje życie, w swoje relacje, w kolejne pokolenia. Nasze życie nie może być zamkniętym obiegiem. Błędem jest myśleć, że skoro rodzice poświęcili się dzieciom to dzieci muszą poświęcić się rodzicom. Jak pięknie to ujęła Agata Rusak w książce „Ona zraniona. Od skrzywdzenia do wdzięczności”: „Płodność to potencjalność w przód, a nie w tył.” To zdanie przypomina nam, że nasze życie ma być twórcze i skierowane ku przyszłości, a nie ku przeszłości.
Czwarte przykazanie – błędne rozumienie?
Czasem w gabinecie pojawiają się dylematy moralne, a dokładnie wątpliwości związane z czwartym przykazaniem: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Warto w tym miejscu podkreślić, że przykazanie to nie oznacza ślepego posłuszeństwa. Rodzice mają obowiązek żyć tak, by być „godnymi czci”. A dorosłe dzieci mają prawo odmówić, jeśli polecenia rodzica są krzywdzące, niegodziwe czy niemożliwe do wykonania. Bardzo często słyszę od klientów pytania pełne bólu i poczucia winy:
„Czy to źle, że chcę oddać mamę do domu starości? Jeśli tego nie zrobię, rozsypie się moje małżeństwo i rodzina. Matka jest agresywna, wyzywa moją żonę, ubliża jej, kiedy jestem w pracy… rzuca w nią przedmiotami (…) Nie wiem co robić… urodziła mnie i wychowała, chyba jestem jej to winien… Z drugiej strony tracę moje małżeństwo (…)”
„Nie dajemy rady. Mój ojciec stracił rozum. Zanieczyszcza się, bawi się odchodami i rzuca nimi po pokoju. Każdego dnia myjemy ściany i podłogi (…) Nasze mieszkanie stało się miejscem bólu i smrodu… [łzy] nikt nie chce do niego wracać (…)”
Są to bardzo trudne sytuacje, w których dorośli mężowie i żony, czują się rozdarci między lojalnością wobec swojego rodzica a odpowiedzialnością za własną rodzinę. I właśnie w takich momentach trzeba pamiętać, że „czcij ojca i matkę” nie oznacza narażania siebie i swojej rodziny na krzywdę lub rozpad. Dorosłe dzieci powinny w miarę możliwości, okazywać rodzicom pomoc i wsparcie. Zdanie KLUCZ! W miarę możliwości! Pomoc nie jest nakazem absolutnym, a tym bardziej nie jest spłatą jakiegoś długu. Nie jest też sprzeczne z przykazaniem, jeśli dorosły syn czy córka korzystają z pomocy instytucji, takich jak: domy spokojnej starości, domy pomocy społecznej, opiekuna osób starszych czy pielęgniarki. Czasem właśnie takie rozwiązanie jest najpełniejszym wyrazem troski i miłości, bo daje się rodzicom fachową opiekę, a dorosłym dzieciom pozwala zachować zdrową relację i własne życie.
Obowiązek czy wybór?
Dziś mamy wiele rozwiązań: emerytury, renty, domy opieki, pomoc socjalną. To sprawia, że dorosłe już dzieci, nie muszą rezygnować ze swojego życia, by zapewnić rodzicom przeżycie. Dlatego opieka nad rodzicami na starość nie jest bezwzględnym obowiązkiem, ale jedną z możliwości. Może być pięknym darem, jeśli wypływa z serca, z wdzięczności, z miłości i możliwości. Ale gdy wynika z przymusu, poczucia winy czy szantażu emocjonalnego – staje się ciężarem, który odbiera i rodzicom i dorosłym dzieciom to, co w relacji najważniejsze: bliskość.
Jak może wyglądać zdrowa troska?
Opieka nie zawsze oznacza fizyczne pielęgnowanie czy codzienną obecność. Może przyjmować różne formy: telefon raz w tygodniu, wsparcie finansowe, organizację opieki medycznej, wspólne świętowanie ważnych chwil, a czasem zwyczajną obecność i dobre słowo. Ważne, by to, co dajemy, było prawdziwe i możliwe do uniesienia. Opieka może też polegać na zorganizowaniu i znalezieniu odpowiedniego miejsca dla rodzica. Dobrego domu pomocy społecznej czy domu spokojnej starości, gdzie zapewniona jest nie tylko troskliwa opieka, ale też profesjonalny personel medyczny i fachowa pomoc lekarska. Czasem właśnie to bywa największym wyrazem odpowiedzialności, troski i miłości – bo daje rodzicowi bezpieczeństwo i godne warunki życia.
Zakończenie
Twoje życie nie jest spłatą długu wobec rodziców. To nie rodzic decyduje o tym, jakiej pomocy ma oczekiwać. To dorosły syn / córka wybiera zakres i formę wsparcia. Rozważa co jest realne, potrzebne i dobre. Chodzi o taką troskę, która nie odbiera prawa do własnych marzeń i nie spycha na drugi plan małżeństwa, dzieci czy osobistych planów. Możemy być obok siebie, wspierać się i pomagać, ale w taki sposób, by nie tworzyć złudzenia, że rezygnacja z własnego powołania, rodziny czy talentów jest jakąś szlachetną ofiarą. Nie jest nią! Rezygnacja z siebie, zaniedbywanie własnej rodziny nie jest szlachetną ofiarą, ale utratą tego, co najważniejsze! Dlatego tak ważne jest, by w takich sytuacjach odwołać się do hierarchii wartości. To właśnie ona pomaga porządkować decyzje w sytuacjach trudnych i pełnych emocji. Jeśli dorosły syn lub córka staje wobec wyboru między ratowaniem swojego małżeństwa i rodziny a całkowitym podporządkowaniem się oczekiwaniom rodziców, odpowiedź powinna być jasna: najpierw moje małżeństwo, potem moje dzieci, a dopiero potem rodzice. Nigdy odwrotnie.
Autor: Barbara Bratkowska